/p>

Wspomnienia z historii: "Heja, Heja, Polonia!"
Wpisany przez BOGDAN   
środa, 05 maja 2010 23:48

Niekwestionowaną prawdą jest, że to właśnie my, kibice Polonii Bytom drastycznie zmieniliśmy obraz trybun stadionów w Polsce oraz metody kibicowania. Odbyło się to, między innymi, poprzez zmiany "form dopingu". Można śmiało powiedzieć, że to my "rozśpiewaliśmy" polskie stadiony. A zaczęło się od trąbek...



Nieco młodsi (ode mnie) kibice w Polsce zapewne pamiętają proces eliminowania trąbek (i innych buczących "instrumentów") z trybun podczas meczów reprezentacji Polski. Otóż my, w Bytomiu, przerabialiśmy to już dużo wcześniej, konkretnie pod koniec lat 60. Taki właśnie buczący obraz trybun zastaliśmy w czasach kiedy "wchodziliśmy do gry" rosnąć w siłę (głownie liczebnie). Pamiętam jak początkowo, chcąc pewnie "dopasować się do tłumu" sami te trąbki "załatwialiśmy". W tamtych czasach większość spraw się "załatwiało", bo o kupieniu takich np. trąbek mowy nie było. Trąbki sygnalizacyjne (te najpopularniejsze i najbardziej buczące) w Polsce były produkowane jedynie na potrzeby Polskich Kolei Państwowych i stamtąd trzeba było je "wydobyć". Trąbki załatwiał Wacek, tak się złożyło, że jego "sąsiad" na ogródkach działkowych, Pan Zenek pracował właśnie "na kolei" i miał do tych trąbek dojście. Początkowo kosztowało nas to dwie flaszki (jedna dla p. Zenka, druga dla magazyniera), później gdy okazało się, że p. Zenek pracuje razem ze Staszkiem Chytrą (i to jako jego podwładny) cena cudownie spadła do jednej półlitrówki! Dość szybko nasza grupa "dorobiła" się kosztem PKP takiej ilości owych sygnałówek, że mogliśmy chyba dzielnie w nie dmuchając w czasie meczu Polonii, zatrzymać pociągi w Tarnowskich Górach (tym bardziej, że wtórowało nam sporo innych, równie "muzykalnych" fanów!).

Czasami jedynie poprzez buczenie trąbek potrafiły się przebić znajome skandowanie "Polooonia!" oraz piękny, klasyczny dźwięk... trąbki Leona, zwanej "Szalamaja". Od czasu do czasu Norbert "Chopy Wio" uruchamiał (kręcił korbką) swoją syrenę, przy której wyciu stojący obok zatykali uszy. Oczywiście widownia reagowała odpowiednio na wydarzenia na boisku związane z przeciwnikiem oraz prawdziwe lub domniemane pomyłki sędziów, ale było to skandowanie utrzymane raczej w umiarkowanym tonie (np. sędzia kalosz!", "Legia lipa"). Słychać było też, rzecz jasna, głosy bardziej dosadne, ale były one przeważnie pojedyncze. Czasem jakaś grupka intonowała jakąś piosenkę. Bo nieprawdą jest, że takowe w ogóle nie istniały. Piosenki o Polonii można było jednak częściej usłyszeć w Parku Miejskim lub bytomskich knajpach. Zorganizowane śpiewanie na stadionie nie było popularne. Nie było ono również traktowane jako forma dopingu, a raczej jako forma zabawy owych (przeważnie tych najbardziej podchmielonych!) małych grup kibiców. Co ciekawsze, w tamtych latach nigdy nie słyszałem śpiewu na żadnym innym stadionie oprócz naszego, przy Olimpijskiej.


Jakie piosenki śpiewano?

Najczęściej można było usłyszeć przeróbkę hymnu Wisły Kraków. Ani ja ani starsi kibice Polonii, z którymi wtedy rozmawiałem, nigdy tego hymnu w wykonaniu kibiców Wisły nie słyszała. Ale faktem jest, że istniał. Kiedyś po latach (gdy już na niektórych stadionach można było usłyszeć "nowoczesny doping") usłyszałem tą nutę w wykonaniu krakowskiej kapeli podwórkowej puszczoną przez megafony po meczu w Krakowie:

Jak długo na Wawelu,
Zygmunta bije dzwon,
Tak długo nasza Wisła,
Zwyciężać będzie wciąż.
Zwycięży orzeł biały,
Zwycięży polski ród,
Zwycięży nasza Wisła,
Bo to Krakowski klub (Bis)


W wersji bytomskiej, słowa zostały trochę zmienione:

Jak długo na Wawelu,
Zygmunta bije dzwon,
Tak długo nasza Polonia, (sylabicznie pasuje lepiej niż Wisła!)
Zwyciężać będzie wciąż.
Zwycięży orzeł biały,
Zwycięży polska brać,
Zwycięży Wisła Kraków, (Górnik Zabrze, także Legia, tez Szombierki, itd.)
Jaj się nauczy grać!
(Bis)

Co ciekawe przez wielu kibiców piosenka ta uważana była za hymn Polonii! Także i my przez jakiś czas w to wierzyliśmy.

Dość popularna wśród nieco starszych kibiców była pewna bojowa "pieśń wyjazdowa", której słowa (oraz "rymy") do dziś wydają mi się nieco "dziwne". Była to ulubiona piosenka Leona.

Polonia to są rycerze wszelkiej broni, ahoj!
Polonia takich rycerzy pan Bóg broni, ahoj!
Polonio przyjdę na każdy Twój mecz
Choćby najdalej rozgrywany był
Przyjdę na każdy twój mecz
Z bukietem róż!


Czasem na końcu dodawało się (do rymu!) "i już!", a w czasach późniejszych jeszcze (i to trzykrotne) "i chuj!"

Kiedyś na dość oficjalnym zebraniu w klubie, Leon zapytał jednego z prezesów czy zna taką oto przyśpiewkę (nigdy wcześniej tego nie słyszałem) na melodię "Felka Stankiewicza":

Jasiu Liberda to bytomski Pele
Jak on zapierdoli – bramkarz jest gotowy!


Śpiewano też czasem taką dość przydługą piosenkę, również o nieco "dziwnych" słowach oraz ciekawej, na potrzeby rymu chyba stworzonej, koniugacji czasownika "nadawać się":

Na pierwszym miejscu bramkarz musi być,
Bo bez bramkarza nie możemy żyć.
A ten kto wiarę ma, ten niech się nadawa
I tak jak nasz Edward Szymkowiak gra!
Polonia!
Na drugim miejscu obrońca musi być,
Bo bez obrońcy nie możemy żyć.
A ten kto wiarę ma, jak Zygmunt Anczok gra,
Na tej pozycji on się nadawa!
Polonia!


I tak dalej, poprzez wszystkie pozycje oraz (najlepszych) zawodników. Po każdej takiej zwrotce następował refren:

My nie, my nie, my nie, my nie,
My nigdy nie poddamy się! Polonia!


I właśnie ten refren (już jako samodzielna przyśpiewka) przetrwał na stadionie Polonii bardzo długo. Refren ów stał się również inspiracją do początku drugiej zwrotki obecnego hymnu Polonii, której pierwsza strofa brzmi: "My sie nigdy nie poddamy".


Jak już wspomniałem wcześniej, dość długo wierzyliśmy, że hymnem Polonii jest przerobiona patriotyczna pieśń "Jak długo na Wawelu" (choć oczywiście trochę nam ten Wawel do Bytomia "nie pasował"!). Gdy w końcu zostaliśmy "oświeceni" (przez ojca Wacka) poczuliśmy się trochę nieswojo, nie tyle z powodu tej pomyłki i okazanej niewiedzy, ile z racji tego iż, jako kibice Polonii, nie jesteśmy oryginalni i kopiujemy (jak by się to teraz powiedziało: "kserujemy") piosenki innych klubów. Postanowiliśmy, że kto jak kto, ale Polonia powinna mieć własny hymn. Pierwsza zwrotka (i refren) powstała w 1968 roku. Było to w szkole, na lekcji... rosyjskiego. Siedziałem w ławce z Amantem i razem te słowa napisaliśmy. Oczywiście sam ten akt o niczym nie przesądzał, bo nasza "pozycja stadionowa" była wtedy jeszcze bardzo "nijaka", więc droga "od stworzenia do wdrożenia" wydawała się bardzo daleka. Hymn jednak zaczęliśmy śpiewać "od okazji do okazji" (jak zwykle więcej na meczach wyjazdowych niż w Bytomiu) i jakoś do 1970 roku udało nam się go spopularyzować na tyle, że zaczęto go śpiewać przed meczami. Wtedy też powstała druga zwrotka hymnu. Stało się to również w szkole, tyle że już w Technikum. W napisaniu jej pomagali mi koledzy klasowi, głównie Janusz Wilczański. Pamiętam jak tego samego wieczora ślęczałem w klubie nad maszyną do pisania mozolnie, używając czterech kalek do kopiowania, przepisując w wielu egzemplarzach te nowe słowa, aby następnego dnia, na meczu Polonii, rozdać te karteczki kibicom w "sektorze centralnym".

"Jeszcze Polonia nie zginęła
Póki my żyjemy
Za Amerykę i Rappana
Pięknie dziękujemy.
Marsz, marsz Polonio
Ukochana ma drużyno
Czy wygrywasz, czy przegrywasz
Zostaniesz jedyną.
My się nigdy nie poddamy
My Twoi kibice
Zagraj, zagraj jak przed laty
Grałaś w Ameryce.
Hej, hej Polonio,
Do zwycięstwa dziś nas prowadź
Znowu będziesz jak przed laty
Wysoko górować!
"

Na przestrzeni lat "historia" dopisywała wiele nowych zwrotek do naszego hymnu, które jednak jakoś się "nie przyjęły". Najbardziej popularna "trzecia" zwrotka (nie pamiętam dokładnie jak i kiedy powstała, ale wiem że coś "do czynienia z tym miał Siwy") to:

"Były dobre i złe czasy
Dla naszej Polonii
Lecz nadejdą jeszcze chwile
Niejednej wiktorii.
"

W 1973 roku podjęliśmy decyzję, że "oficjalnym" hymnem Polonii pozostają dwie powyższe zwrotki z pierwszym, powtórzonym refrenem. Jako, że nigdy nie "przyjął" się ten stary, drugi refren (jakoś to "górować" dla mnie tez brzmi "dziwnie"), gdy całkiem niedawno "naszła" mnie twórcza wena, spróbowałem jeszcze raz swoich sil. Myślę, że refren po drugiej zwrotce mógłby brzmieć tak:

"Hej, hej Polonio,
Prowadź dzisiaj do zwycięstwa
Tyś jedyna, Tyś Królowa
Bytomskiego Księstwa!
"

W czasach szkoły podstawowej napisaliśmy z Amantem jeszcze parę innych piosenek, z których "próbę czasu" wytrzymała tylko jedna (napisana w 1969 roku na obozie w Zakopanem, pamiętam że przy jej powstaniu partycypował tez Marek Hatko):

"Choćby Was tu było
Jak na drzewach liści
Musicie spierdalać
Bo my Poloniści!
ref: Bum tarara bum,
bum tarara bum
Mówił wuj do wuja
Pocałuj mnie w chuja.
"


Pod koniec dekady lat 60. nastąpiło w kraju pewne, niewielkie aczkolwiek znaczące "otwarcie na Zachód". Także jeśli chodzi o sport, w szczególności piłkę nożną. Od czasu do czasu można było w telewizji obejrzeć ciekawe fragmenty gry ze stadionów europejskich. W każda sobotę, bardzo późnym wieczorem w wiadomościach sportowych pokazywano krótkie urywki z ligi angielskiej. Radio BBC nie było już zagłuszane. To wszystko, w połączeniu z transmisjami "na żywo" meczów o europejskie puchary z udziałem polskich drużyn, sprawiło, że trochę "polizaliśmy" atmosfery stadionów "zgniłego zachodu". Na naszą wyobraźnię, bardzo mocno podziałali kibice Manchesteru United obecni na meczu z Górnikiem Zabrze w ramach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (PEMK) na Stadionie Śląskim w 1968 roku. Siedzieli razem na "wydzielonym" sektorze, gdzie wszystko było w barwach klubowych i ciągle dopingowali, właśnie śpiewając! (choć ich śpiew raczej gubił się w tym przeraźliwym wyciu trąbek). Pamiętam ich "króla kibiców" w specjalnej koronie-cylindrze (później podobny skleiliśmy i wymalowaliśmy dla naszego "króla" Leona). Pamiętam też dokładnie relacje z meczu rewanżowego w Manchesterze, a w szczególności właśnie angielskich kibiców i atmosferę na stadionie. Wtedy już nie mieliśmy wątpliwości, na jakich wzorcach będziemy się starali nasze przyszłe działania kibicowskie opierać.

Zaczęliśmy oczywiście od eliminacji ze stadionu trąbek sygnałowych (oczywiście Leonowa "Szalamaja" pozostała!). Uzyskaliśmy przy tym wsparcie i pomoc starszych i "liczących się" kibiców, więc sprawa została załatwiona dość szybko. Myśleliśmy też oczywiście o eliminacji przesławnej, wyjącej syreny strażackiej, ale jakimś cudem została się ona z nami na lata cale (podobnie jak "Chopy Wio", jej właściciel, który ten niecodzienny przydomek zyskał, po tym jak w taki właśnie sposób "poganiał" naszych piłkarzy zachęcając ich do lepszej gry). Wzorem Anglików chcieliśmy wprowadzić na stadiony małe drewniane "kręciołki-grzechotki". Były one jednak w Polsce bardzo trudne do zdobycia ("załatwienia") oraz dość kosztowne. Udało nam się skombinować dwie sztuki od Związku Myśliwskiego. To też było coś!

Każdej soboty nastawialiśmy radio na BBC i wsłuchiwaliśmy się w odgłosy angielskich stadionów. Chociaż marzyła nam się taka forma dopingowania na naszym stadionie, ciągle nie potrafiliśmy "załapać" jakiejś konkretnej "nuty", którą można byłoby spróbować u nas. Doping kibiców angielskich był (i jest) dość "wysublimowany" i niełatwy do powielenia.

W kwietniu 1970 Legia Warszawa grała w Rotterdamie z Feyenoordem. Był to mecz półfinałowy rozgrywek PKME. Mikrofony były tak świetnie ustawione, że przez cały mecz słuchaliśmy wspaniałego dopingowania w wykonaniu Holendrów. Przez większość meczu śpiewali dość nieskomplikowaną (zarówno "poetycko", jak i dość łatwo wpadającą w ucho muzycznie) przyśpiewkę:

"Feye-eye-noord, Feye-eye-noord,
Feye-feye-feeye-noord.
"

Ileż to razy próbowaliśmy później przerobić owe "Feye-eye..." na "Polo-olo-nia..." lub coś podobnego! Bez (pozytywnych) rezultatów. Nie brzmiało to odpowiednio dobrze. W końcu pomogły nam jakieś mistrzostwa w ... hokeju i kibice ze Szwecji, którzy dopingowali swoją drużynę skandując "Heja, Heja, Svenska!". Tak właśnie, z holendersko-szwedzkiego połączenia powstała pierwsza, typowo dopingowa, przyśpiewka "Heja, heja, Polonia!". "Akt olśnienia" naszedł mnie w pociągu, piętrowym "pullmanie", którym niewielką grupą jechaliśmy na mecz ligowy z ROW do Rybnika (0:0) w 1970 roku.

"Hej Polonia, hej Polonia,
Heja, heja, hej Polonia!
"

Wkrótce przyśpiewka ta (z czasem "kserowana" na wszystkich polskich stadionach) stała się naszym "znakiem firmowym". Na stadionie Polonii przyjęła się momentalnie i znakomicie. W jej kontekście trąbiły o nas ciągle media. Media (spece od sportu?) jakoś nam przyznały "prawa autorskie" i dopiero po paru latach (przy okazji meczu Feyenoord – Gwardia Warszawa w Rotterdamie) któryś pismak "odkrył Amerykę" triumfalnie donosząc, że w Holandii też śpiewają "Heja, Polonia!".


W latach następnych powstało na Polonii jeszcze wiele piosenek (wrócę jeszcze do tego tematu w późniejszych odcinkach). Z czasem i na innych stadionach (po początkowym okresie, kiedy jedynie powielano nasze wzory) pojawiły się oryginalne teksty (o tym też będzie później), ale dla mnie nie ulega wątpliwości, że ten dzień meczu w Rybniku, kiedy pierwszy raz "świat" usłyszał nasze "Heja Polonia" był przełomowy i historyczny. Od tego dnia wiadomo już było, że na polskim stadionie, w Bytomiu zaczęło się tworzenie "nowej jakości" kibicowania.



autor: BOGDAN