/p>

Wspomnienia z historii: "Ostatnie sukcesy?"
Wpisany przez BOGDAN   
czwartek, 23 grudnia 2010 15:05

Ostatnia kwadra ubiegłego stulecia to dla piłkarskiej Polonii Bytom i jej kibiców okres bardzo trudny, okres ciężkich doświadczeń i sportowych upokorzeń, których apogeum nastąpiło po spadku z ekstraklasy w 1987 roku. Na powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej przyszło nam czekać aż 20 lat...



Szczerze mówiąc to bardzo niewiele (szczególnie pozytywnych) wydarzeń związanych z Polonią zostało mi w pamięci z czasów po 1975 roku. Sezon 1975/76 Polonia ukończyła na ostatnim miejscu w tabeli strzelając rywalom w 30 meczach... 19 bramek. Z tego sezonu w pamięci utkwiła mi upokarzająca porażka 0:3 na naszym obiekcie z lokalnym rywalem, drużyną Szombierek. Sportowo i organizacyjnie (finansowo) Polonia była w głębokim kryzysie, (oficjalnie nazywało się to "stadium przebudowy"), poszczególni zawodnicy kończyli kariery lub przechodzili do innych, bogatszych klubów, a godnych następców nie było widać. Również frekwencja na stadionie osiągnęła poziom nienotowany dotychczas i najniższy spośród wszystkich stadionów w kraju. Nasz "reprezentacyjny" obiekt przy Olimpijskich, niemodernizowany bądź remontowany od wielu lat przypominał ruinę. Szatnie i pomieszczenia sanitarne przedstawiały żałosny widok, a zamknięta "trybuna" główna (pod którą owe pomieszczenia się znajdowały) w każdej chwili groziła zawaleniem. Role "trybuny" przejęły tzw. "miejsca siedzące" czyli rzędy ławek poniżej.



W tej sytuacji spadek do drugiej ligi wcale nie oznaczał dla klubu tragedii, a wprost przeciwnie pozwolił na konsolidację, planowe odmłodzenie i "ogranie" się drużyny. Nawet frekwencja na stadionie w obliczu zwycięstw i walki o mistrzostwo grupy się nieco poprawiła (kibice sukcesu?). Nasza kibicowska młodzież (coraz wyraźniej dało się zaobserwować nadchodzącą "zmianę warty") miała okazję okrzepnąć i "wykazać się" na, wbrew pozorom, dość trudnych terenach wyjazdowych takich jak na przykład Bielsko-Biała, Ozimek, Oława, Stalowa Wola czy... Kochłowice. Wszystko to zaowocowało jednoroczną jedynie "banicją" oraz nieco jaśniejszymi perspektywami na przyszłość.



Z tamtego, drugoligowego sezonu utkwił mi w pamięci dość zabawny incydent związany z meczem Polonii z Siarką Tarnobrzeg w Bytomiu. Otóż w wigilię meczu spotkałem w klubie studenckim "Pyrlik" (ul. Jagiellońska) naszego byłego bramkarza Marka Skromnego, który wtedy stał już między słupkami drużyny z Tarnobrzegu. Marek, znany z tego, że lubił się zabawić, początkowo nie wykazywał specjalnej ochoty na większe "rozrywki", jednakże niedużo czasu i wysiłku zabrało mi przekonanie go, że "w imię starych, dobrych czasów" powinien zostać w klubie nieco dłużej. Wychodziliśmy oboje na bardzo "giętkich nogach" długo po zamknięciu klubu. Następnego dnia Polonia pokonała Siarkę 2:0. Marek Skromny bronił bardzo niepewnie i puścił dwie "szmaty", a ja nigdy nie będę miał pewności na ile się do tego przyczyniłem.

Jako drugoligowiec odniosła też Polonia swój (jak do tej pory ostatni, a na kolejny raczej się nie zanosi) znaczący sukces na arenie krajowej, awansując ponownie do finału rozgrywek o Puchar Polski. Również i tym razem edycja Pucharu Polski pełna była sporych niespodzianek i zaskakujących wyników. Największą rewelacja była drużyna Orła Łódź, z którą ślepy los zetknął Polonię w meczu o awans do półfinału. W eliminacjach w zetknięciu z drużyną Orła pokonani z boiska schodzili między innymi piłkarze Wisły Płock, Ruchu Chorzów oraz Lecha Poznań. Polonia nie dała się jednak zaskoczyć i przy naszej dość licznej obecności na stadionie oraz głośnym dopingu awansowała do dalej.



O innej "niespodziance" tych rozgrywek jaką przy zielonym stoliku, już w trakcie turnieju zgotował wszystkim PZPN, należałoby tu również wspomnieć. Początkowo, zgodnie z regulaminem mecze ćwierć- i półfinałowe miały być rozgrywane systemem "mecz i rewanż", lecz wtedy działacze warszawscy stwierdzili, że "brakuje terminów" i... zmienili regulamin. Paradoksalnie na zmianie tej najbardziej skorzystała... Polonia, która jako drugoligowiec została automatycznie gospodarzem swojego meczu półfinałowego z... Legią Warszawa! W drugiej parze (w Sosnowcu) spotkały się drużyny miejscowego Zagłębia oraz Stali Mielec. Wiadomo było jak ciężko przychodziło (nie tylko sosnowiczanom) wywiezienie korzystnego wyniku z Mielca, więc i w tym wypadku bardzo prawdopodobne jest, iż późna zmiana regulaminu wypaczyła wynik rywalizacji (w Sosnowcu wygrało Zagłębie 1:0).



Myślę, że mecz półfinałowy z Legią w Bytomiu wielu (i z wielu względów) na długo pozostanie w pamięci. Jeszcze przed meczem, na zadanie Legii zmieniono... arbitra głównego meczu! Doszły nas również "słuchy", że do Bytomia wybiera się zorganizowana grupa warszawskich kibiców. Nigdy wcześniej nie widziałem tak licznej grupy niebiesko-czerwonych z "wytęsknieniem" (i różnymi "akcesoriami") oczekujących gości na dworcu kolejowym w Bytomiu. Można śmiało powiedzieć, że było nas ponad 200 osób. Zwłaszcza w tamtych czasach taka liczba z pewnością robiła wrażenie. Niestety(?) w kolejnych pociągach przyjeżdżających z Katowic śladów kibiców Legii nie zauważono. Mecz rozgrywany był w fatalnych warunkach atmosferycznych, na ośnieżonym i oblodzonym boisku, przy mroźnym, przenikliwym wietrze oraz padającej mieszance deszczu ze śniegiem (był już kwiecień!). Polonia zaskoczyła rywala niespotykaną walecznością i ambicją narzucając od początku niesamowite tempo i grając "ścisłym kryciem" nie pozwalała rywalowi na ich spokojne "gierki" (Deyna!). Taka taktyka przyniosła powodzenie i pomimo, iż w końcówce poloniści opadli z sił i oddali inicjatywę zdołali dowieźć do końca zasłużone zwycięstwo 2:1.



Drużyna z Warszawy spotkała się oczywiście w Bytomiu z bardzo "nieprzychylnym" przyjęciem. Głośne skandowanie "Legia kurwa" zdecydowanie dominowało tego dnia na trybunach. Każde dojście do piłki warszawskiej "ikony" witane było głośnymi (i wyraźnie deprymującymi piłkarza) gwizdami oraz antysemicką przyśpiewką sugerująca Deynie, jako "przedstawicielowi wybranego narodu" natychmiastowe "wypierdalanie do Izraela". Nasza "aktywność" została zauważona i odpowiednio "doceniona" następnego dnia w mediach.



W czasie meczu z Legią doszło także do innego incydentu, który, muszę przyznać, do dzisiaj trochę "odbija mi się czkawka" i budzi dość mieszane odczucia. Po wyrównującej bramce dla gości nagle po przeciwnej stronie stadionu "zdekonspirowała" się niewielka grupka młodych kibiców z małą flagą Legii. Oczywiście nasze "młode wilki" zareagowały natychmiast. Flaga została natychmiast spalona, a kibice ci po "wstępnym namaszczeniu" zostali sprowadzeni na nasz sektor, gdzie usadzono ich w samym środku "kotła". Wydarzeniom tym z korony stadionu przyglądał się awaryjnie sprowadzony na miejsce mały oddział Milicji. Kiedy na komendę wszyscy w sektorze wstali robiąc "sztuczny tłok" i zamieszanie (jak po strzelonej bramce), najbardziej krewcy i "krwiożerczy" w naszym młynie dosłownie zmasakrowali leżących w środku warszawiaków. Ich widok po rozstąpieniu się "tłumu" był przerażający i do dziś widzę go, jak koszmar przeszłości, przed oczyma. Milicjanci oraz niektórzy z naszych pomagali następnie warszawiakom w ewakuowaniu się w bezpieczne miejsca. Jest raczej pewne, że niektórzy potrzebowali medycznej pomocy. "Nienawidziłem" Legii podobnie (a chyba ze względu na doświadczenia przeszłości nawet bardziej) jak większość, ale chyba po tej "akcji" odczuwałem przede wszystkim współczucie i...wstyd! Trudno mi było nawet nie myśleć o tych legionistach w kategoriach "kibicowskiego uznania i szacunku". Nie wiem czy w podobnej sytuacji miałbym odwagę w Warszawie rozwinąć sztandar Polonii? Myślę, a raczej jestem przekonany, że chyba nie (poprzednio, już po "wydarzeniach poznańskich", byłem incognito na meczu Polonii w Warszawie). Wiem, że podobne do mnie myśli i odczucia mieli inni kibice z naszej grupy (m.in. Amant, obok którego stałem). Wprawdzie bezpośrednio w "akcji" udziału nie braliśmy, jednakże popełniliśmy przy niej "grzech zaniechania" (przyzwolenia), po którym pozostało nieco goryczy.

Sezon 1976/77 zakończył się wiec optymistycznie. Polonia po przebudowie (odeszło między innymi czterech "podstawowych" zawodników) i gruntownym odmłodzeniu kadry szturmem na powrót awansowała do ekstraklasy, co więcej "po drodze" kwalifikując się do finału rozgrywek o Puchar Polski. Popularność piłki w Bytomiu (a więc frekwencja na stadionie) wykazywała tendencje zwyżkowe. Młodzi piłkarze (w tym wychowankowie klubu) prezentowali przyzwoity poziom, niezłe wyszkolenie techniczne, ambitną postawę na boisku, oraz "ładną dla oka" piłkę. Nie gwarantowało to przyszłych sukcesów, ale pozwalało żywić jakieś nadzieje na odbudowę Wielkiej Polonii. Po awansie w wywiadzie prasowym trener Jerzy Nikiel przyznał, że "Polonia była... skazana na awans!": "Musieliśmy wejść do I. ligi! W przeciwnym razie... pozostałbym bez drużyny, gdyż bogate kluby z ciekawością przypatrywały się postępom naszych młodych piłkarzy, chętne sięgnąć "po gotowe", gdyby Polonia nie awansowała".



autor: BOGDAN